sobota, 24 maja 2014

11. Ucieczka.

Julka:
Przetarłam ciało miękkim białym ręcznikiem i powoli zaczęłam osuszać nim włosy. Jak dobrze było znów poczuć dotyk tego materiału i móc otulić się nim. Poczuć wodę, w której się zanurzasz. Brakowało mi tego ale wcześniej o tym nie myślałam. Gabriel był ze mną cały czas ale ja CHCIAŁAM umrzeć. Wiem, to samolubne ale tak było. Nie mogłam znieść  więcej poniżania, bicia i dotyku cudzych rąk na moim ciele. To był najgorszy z moich koszmarów i nigdy się z niego nie otrząsnę.
Dokładnie zmyłam cały kurz, bród i pot z mojej skóry i włosów. Zajęło mi to ponad dwie godziny. W tym czasie, z kuchni obok dochodziły odgłosy uderzających o siebie garnków, patelni, otwieranych szafek. Wreszcie opuściłam ręcznik tak, aby opadł mi na kostki i stanęłam przed wysokim lustrem, w którym mogłam się cała przejrzeć. Po sekundzie zamknęłam oczy i odwróciłam się do lustra tyłem. Ślady przeszłości zostają na naszych ciałach jak blizny, które przypominają nam o tym o czym wolimy zapomnieć.

-Już? No to chodź do stołu. - Gabriel skierował mnie do salonu gdzie na stole czekała kolacja. Usiadłam niepewnie na krześle i włożyłam za ucho kosmyk jeszcze mokrych włosów. Brat czekał aż sama mu powiem co się działo, choć pewnie się tego domyślał. Spuściłam wzrok na bose stopy na których wyraźnie odznaczały się błękitne linie żył i czerwone kreski po zadrapaniach i rozcięciach. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że Gabriel z troską wypisaną na twarzy przypatruje mi się. Westchnęłam i wzięłam do ręki widelec, na który nabiłam kawałek ziemniaka i świeżej mizerii.
-Gabriel...
-Ciii... na razie nie mów nic. Jedz. Pogadamy później. Mam kilka wiadomości i coś czuję, że raczej nie będziesz zachwycona. -spojrzał na mnie nie wiedząc czy kontynuować wypowiedź. Wreszcie zrezygnował i sięgnął po szklankę z wodą.
Godzinę później usiedliśmy na kanapie w salonie i zaczęliśmy długo zapowiadającą się rozmowę.
Pozwoliłam bratu, aby zaczął. Sama musiałam jeszcze uporządkować w głowie to co chcę mu powiedzieć, zatajając bardziej drastyczne tematy.
-Nie wiem nawet od czego zacząć. Znalazłem cię dzięki tacie. Gdzieś, dokładnie nie wiem gdzie, masz wszczepiony nadajnik. Nie patrz tak na mnie, serio, nie wiedziałem o tym!
-Mów dalej.
-Bardzo długo jechałem za wami, w końcu skontaktowałem się z Tomem...
Na dźwięk imienia ukochanego otworzyłam szeroko oczy i uchyliłam usta.
-Czy on wie o ....? - spuściłam wzrok na sine ślady długich palców odciśniętych na moich udach.
-Nie. Ale... Georg wie. Tom razem z Andrew i Kate wyjechali. Kazałem im wyjechać. Amanda powiedziała, że po nie wróci.
Zacisnęłam wargi w wąską kreskę. Nie pozwolę jej na to.
-Nie zrobi tego. - powiedziałam ze złowrogim uśmiechem. - znajdę ich pierwsza....


Dwa dni później:
-Gabriel... PROSZĘ! Pozwól mi!
-Julka! Nie! Coś ci się stanie.
-Muszę się jakoś nauczyć walczyć! A ty... uczyłeś się tego! - od wczoraj namawiałam brata aby nauczył mnie walczyć i strzelać z broni.
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem Jula, nie wiem czy powinienem. To jest niebezpieczne.
-Ale ja muszę się tego nauczyć! - spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. Chciałam zemsty. Chciałam. Musiałam.
Westchnął i potarł palcami skronie.
-No dobrze.
-Kiedy zaczynamy? - klasnęłam w dłonie uradowana i podskoczyłam jak dziecko.
-Najlepszy chyba będzie termin "od zaraz".


Warknęłam kiedy znów upadłam na matę rozłożoną w sali treningowej w mieście. Mój strój składał się z legginsów do połowy łydki, czarnej bluzki z długim rękawem a nadgarstki miałam obwiązane bandażem.
-Kiedy już wrócisz do normalnej formy to będziemy trenować dużo ostrzej, na razie podstawowe chwyty i blokady, które może zrobić nawet mała osłabiona dziewczynka.
Stanął nade mną z założonymi rękami. Niedawno przefarbował włosy na blond. Teraz te blond włosy opadały mu na czoło nadając jego twarzy bardziej dominujący wyraz. Podczas gdy ja byłam spocona i wyczerpana po nim nie ściekała ani kropla potu. Szary podkoszulek opinał mu mięśnie brzucha. Zachowywał się jak profesjonalny trener. Z jękiem podniosłam się z podłogi, która pachniała potem i gumą.
-Spróbuję cię uderzyć a ramię. A ty masz jakoś zatrzymać atak.
Patrzyłam jak on ustawia się w pozycji. Jedna noga lekko do przodu, ramiona luźno, mięśnie napięte i... cios.
Poczułam jak moja ręka zaciska się w okół jego nadgarstka i moje paznokcie wbijają się w jego skórę robiąc w niej delikatne nacięcia.
-Duży plus, długie paznokcie. Korzystaj z nich. Brawo.
Nawet nie widziałam kiedy - znów leżałam na macie.
-Jak? - zapytałam podnosząc się na łokciach.
-Nie myśl, że kiedy zatrzymasz jeden atak, drugi nie pójdzie w ruch. Bądź przygotowana. Obserwuj.
Odszedł w stronę maszyny z wodą a mi kazał porozciągać nogi. Uniosłam jedną nogę do góry, przyciągnęłam ją do klatki piersiowej na drugiej stałam przez 10 sekund. Z zamkniętymi oczami zrobiłam wymach ręką. Poczułam jak łokieć uderza w coś miękkiego a sekundę po tym coś upadło z hukiem na matę.
-Chciałeś mnie zaskoczyć? - zapytałam unosząc brew. Gabriel leżał na plecach patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Masz mocny prawy łokieć, to twój kolejny atut w walce. - wstał masując sobie obolałe miejsce koło żeber. -Na dzisiaj koniec. Wracajmy do domu.

Tom:
Szedłem szybkim krokiem  przez miasto cały czas rozglądając się na boki. Zostawiłem dzieci na pięć minut z sąsiadką mieszkającą piętro wyżej, miła straszą panią mówiącą po angielsku aby móc pójść do sklepu po mleko i coś do jedzenie.
Kiedy wszystko kupiłem pobiegłem z powrotem do bloku. Po schodach zbiegła zakapturzona postać potrącając mnie. Przyśpieszyłem i ciągnąc za sobą siatki, które zostawiłem później pod drzwiami nowego mieszkania wbiegałem po dwa schody. Dopadłem drzwi sąsiadki i zapukałem nerwowo.
-O. Szybko pan wrócił. Proszę wejść. - otworzyła szerzej drzwi.
-Nie widziała pani nikogo kręcącego się pod blokiem? - zapytałem po angielsku, jedynym języku, w którym mogłem się ze straszą panią dogadać.
-A wie pan, był tu taki jeden. Pytał o niejakiego Toma. Ale nikt taki się tu nie wprowadził więc odprawiłam go z kwitkiem.
Ukryłem strach pod uśmiechem i poszedłem po dzieci do salonu. Wziąłem je na ręce i zniosłem na dół dziękując kobiecie za pomoc.
Ułożyłem Kate i Andrew w łóżku a sam drżącymi rękami wyciągnąłem walizkę spod szafy i  byle jak wrzuciłem do niej wszystkie nasze rzeczy.
Jutro już miało tu nas nie być.
Szybko działają. Dwa dni wystarczyło aby znaleźli mnie w Polsce. A nawet jeśli nie oni to zawsze lepiej dmuchać na zimne. Musimy się stąd wynieść.
Pod osłoną nocy włożyłem foteliki do samochodu i odpaliłem czarnego cadillaca. Gwiazdy oświetlały mi drogę milionami świateł. Z kapturem na głowie odjechałem spod bloku w kierunku bliżej mi nie znanym.
-Spójrz w gwiazdy. -siedziałem z moją ukochaną na plaży obejmując ją ramieniem.
-Dlaczego?-zapytała.
-One nie gasną
. Są z nami zawsze, zawsze któraś wskaże ci drogę do mnie. -wskazałem jej gwiazdę, tą, która świeciłą najmocniej. - Moja miłość do ciebie jest jak ta gwiazda. Będę nawet jeśli mnie nie zobaczysz. Będę nawet jak zgaśnie w nas ogień.




Julka:
O piątej rano obudził mnie trzask uderzających o siebie patelni. Spojrzałam zaspanymi oczami na brata i z miną "Co ty robisz, idioto?" uniosłam się na rękach. Usiadłam na łóżku i doszłam do wniosku, że jego wyszczerz nie wróży nic dobrego. Ubiór też nie. Chłopak miał na sobie szare dresy i koszulkę z długim rękawem. Na dworze już świtało.
-Idziemy biegać. - oświadczył. Zdawało mi się, że kompletnie zapomniał o tym co przeszłam. I dobrze, też chciałam zapomnieć. Wszystko na razie zaćmiewała mi żądza zemsty. Przecież oni też się szkolili. Teraz moja kolej.
Wstałam, wciągnęłam na siebie szybko jakieś ciuchy i razem z bratem wyszliśmy na polną dróżkę. Zaczęłam biec, czułam pod podeszwami tenisówek każdy kamień, każdą gałązkę. Coraz trudniej było mi złapać oddech. Po kilometrze miałam wrażenie jakby moje płuca zalała lawa, jakby palił je od środka ogień a moje nogi były zrobione z ołowiu i każdy krok miał byś awykonalny. Zacisnęłam ręce w pięści i biegłam mimo wyczerpania fizycznego. Gabriel dostosował się do mojego tempa i biegł koło mnie truchtem jakby jemu to sprawiało przyjemność.
Wyszłam z domu i pobiegłam w bliżej nie znanym mi kierunku. Biegłam prosto przez pół godziny, czując na sobie spojrzenia innych ludzi. W pewnym momencie zawróciłam i pobiegłam w drogę powrotną. Moje zwycięstwo, nie zgubiłam się. Normalnie cud. Pierwszy dzień w Loitsche. Pierwsze co zrobiłam to poszłam pobiegać miastem. Wtedy było to przyjemne. Miałam 16 lat. Teraz mam 21. Minęło pięć lat odkąd jestem z tymi ludźmi, których kocham. Nie było mnie z nimi dwa miesiące. Jednego wcale nie pamiętam. Drugi wypełniony był pustką i bólem. Dni mijały. Mnie nie było. Czasami w nocy wydawało mi się, że słyszę płacz dzieci, że nie mogę do nich iść. A potem.. nagle.. wszystko się urywa. Nie ma już nic. Tylko chłód nocy i ból świeżych ran.


wtorek, 13 maja 2014

10. Otul mnie swoim ciepłem.

Gabriel:
Położyłem wątłe ciało brudnej, wychudzonej blondynki na fotelu. Gdy do moich i jej uszu doszedł warkot włączanego silnika i ruszyłem na drogę, zamknęła oczy a po jej policzku zaczęły płynąć gorzkie, wielkie łzy. Otuliła się ramionami, prawie bez czucia. Wyglądała tak, jakby uszło z niej całe życie. Otworzyła nagle wielkie, przestraszone oczy.
Kiedyś szaro-niebieskie, dziś wydawały się przeraźliwie błękitne i zamglone, teraz dodatkowo poprzecinane czerwonymi od płaczu żyłkami i spuchniętymi powiekami. Patrzyła przed siedzie opierając brodę na kolana i patrząc tępo na dwupasmową drogę jakby była jej ostatnią nadzieją. Ciężko było wyczytać z jej twarzy coś więcej niż bezgraniczne zmęczenie i frustracje. Nagle jej oczy zaszkliły się i wypełniły po brzegi łzami. Zaczęła krzyczeć, że nie chce, żeby ją zostawił.
Zatrzymałem samochód na środku drogi i delikatnie, bojąc się, że jak zrobię to mocniej rozpadnie się jak krucha porcelana, złapałem ją za ramiona i zmusiłem by popatrzyła mi w oczy, tego samego koloru co jej - kiedyś.
-Co on ci zrobił, Jula?
-Nie... nie.. nie.. - powtarzała gorączkowo.
-Jula...
-Jedźmy.. proszę..
Westchnąłem i choć wiedziałem, że nie powiniem był tego robić, odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę wynajętego wcześniej domku na fałszywe nazwisko.
Otworzyłem drzwi Julce i wziąłem ją na ręce. Kopniakiem otworzyłem frontowe wejście i ułożyłem ją na kanapie. Sam udałem się do łazienki, napełniłem wannę gorącą wodą nalewając do niej dwa ulubione olejki siostry. Cytrynowy i różany.
Wróciłem po Julkę, a ona podpierając się o moje ramię weszła do łazienki. Próbowała zdjąć z siebie ubranie ale przy każdym ruchu syczała z bólu więc ostrożnie zdjąłem z niej szpitalną koszulę i bieliznę. Gdy stanęła przede mną zupełnie naga, z trudem stłumiłem okrzyk przerażenia. Wokół ud miała siniaki w kształcie zaciśniętych mocno palców. Te same siniaki były na jej karku, pośladkach, piersiach i biodrach. A to mogło oznaczać tylko jedno.
Z trudem przełknąłem ślinę i spojrzałem jeszcze raz na jej posiniaczone, zbeszczeszczone ciało. Jej krzyk w samochodzie. Ona się bała. Bała się Diego i tego co jej robił.
Powoli mrugnęła, jakby w zwolnionym tempie i kiedy spojrzała w dół, na swoje uda jej fwarz wyrażała obrzydzenie.
Szacunek.
To właśnie prawdopodobnie straciła. Straciła, bo nie ma przy niej Toma, mężczyzny, który mógłby jej ten szacunek oddać jednym gestem.

Zoey:

Wtuliłam się mocniej w ramiona Billa. Odkąd Tom wyjechał, wszyscy chodzili spięci i zdenerwowani. Nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje. Wyłączył komórkę. Ze wspólnego konta bliźniaków, wybrał sporo pieniędzy. Około jednego miliona. Musiało mu to starczyć na długi czas gdyż nie mógł korzystać z karty i musiał płacić za wszystko gotówką. Bill przytulił mnie do siebie z nieobecnym wyrazem twarzy. Między brwiami pojawiła mu się zmarszczka i co chwila przegryzał wargi.
Nie chciałam mu przeszkadzać ale potrzebowałam czyjegoś ciepła. W końcu, to moja przyjaciółka została porwana. Została porwana osoba, którą kocham, z którą spędziłam wiele wspaniałych chwil, nocnych szczerych rozmów, spacerów i wypadów do toalety ( kobieca tradycja).
Z moich oczu popłynęły łzy, wszystko nagle stało się niewyraźnym konturem rzeczywistości. Bill jakby się ocknął i starł mi łzy z policzków za pomocą kciuków. Następnie przyciągnął mnie do siebie tak, że siedziałam na jego kolanach, wtulona w jego klatę a on sam obejmował mnie trzymając brodę na czubku mojej głowy.

Tom:
Spacerowałem po parku z czarno-czerwonym wózkiem. Mój image został brutalnie usunięty. Rozpuściłem warkoczyki, wyjąłem kolczyk z wargi, zacząłem nosić jeansy a na twarzy zawsze były okulary przeciwsłoneczne. W uchu pojawił się rozpychacz do tuneli. Dzieci -Andrew i Kate- dawały mi pozór spokojnego, normalnego ojca. A tak naprawdę nie znałbym się na niczym gdyby nie to, że kilka lat temu za namową Billa zaczęliśmy się zajmować dziećmi naszej ciotki. I chociaż kiedyś zwyzywałem go za to, dzisiaj byłem mu ogromnie wdzięczny.
Spojrzałem na śpiące bliźniaki i uśmiechnąłem się do siebie. Ich twarze okolone krótkimi blond włosami wyglądały jak twarze tych małych aniołków z obrazów. Spokojne, zielone oczka Andrew i brązowe Kate wpatrywały się we mnie ze stoickim spokojem i dziecinną ufnością.
Spacerowałem spokojnie ubitymi z ziemi dróżkami i z ciekawością przysłuchiwałem się gwarem polskiego języka, w którym czasami Julka porozumiewała się z siostrą albo przyjaciółkami.
Usiadłem na drewnianej ławce i wyjąłem z kieszeni wyłączoną komórkę. Powoli obracałem ją w palcach i przypominałem sobie wszystkie nasze kilkugodzinne rozmowy kiedy nie było mnie przy niej. Czułem się malutki, choć na codzień królowałem na scenie z gitarą a miliony kobiet rzucały mi się do stóp. Dzisiaj byłem wierny tylko jednej, niepowtarzalnej kobiecie. I to właśnie dlatego, że jej nie ma czuję się taki malutki, samotny. Bezimienny.
Tu gdzie byłem ludzie nie rozpoznawali we mnie Toma Kaulitza. Mijali mnie obojętnie, raz po raz zaglądając do wózka i uśmiechając się słodko do dzieci. Teraz musiałem udawać normalną, zwyczajną osobę. Teraz mogłem mieć taką codzienność jak kiedyś miała Julka. Jaką ja miałem kiedyś a jaką straciłem w wieku 14 lat.

Georg:
-Iv? - wszedłem do pokoju Gustava a brunetka kiwnęła głową i wyszła zostawiając mnie samego z przyjacielem.
-Co cię gryzie, stary?- zapytał blondyn klepiąc pościel obok siebie.
Usiadłem i powiedziałem:
-Gabriel dawno nie dzwonił.
-Wiem. Może planuje jak zabrać Julkę?
-Mógłby przynajmniej zadzwonić i powiedzieć co zamierza. - westchnąłem.
-Georg!- do pokoju wleciała zdyszana Mercedes. -Gabriel dzwoni i chce z tobą porozmawiać.
Pędem zbiegłem ze schodów i rzuciłem się do telefonu.
-Halo?
-[...] - zamarłem ze słuchawką przy uchu, która po chwili upadła na podłogę.
Rozległ się dźwięk przerwanego połączenia a ja usiadłem na fotelu w salonie i szeroko otwartymi oczami patrzyłem w przestrzeń. Nie mogłem zrozunieć tego co mi powiedział a bynajmniej nie chciałem dopuścić do siebie tego przekazu. Moja mała dziewczynka.. moja mała siostrzyczka... mój skarb. Jak...?!
Chciałem wstać i zacząć krzyczeć, chciałem zamordować osobę, która tak ją skrzywdziła. Nie wyobrażałem sobie co ona może teraz czuć. Wiedziałem co ja czuję. Obudziły się we mnie wszystkie negatywne emocje, które skierowałem na tego ochydnego typa, który pozbawił Julkę szacunku do siebie i do swojego ciała. Teraz powinien ktoś przy niej być. I chyba dobrze, że padło na Gabriela. Gdybym to był ja albo Tom i Bill, zawrócilibyśmy tam i zabili gnoja. A Gabriel zostawił zemstę na później. Najważniejsza była Julia.

piątek, 2 maja 2014

9. Szukaj mnie. Staraj się podążać moim śladem.

Tom:
Spojrzałem na walizki stojące przy drzwiach. Targała mną chęć porzucenia wszystkiego i pójścia z Gabrielem. Ale dzieci były w tej chwili najważniejsze. I wiedziałem, że Julka chciałaby, żebym to najpierw o ich bezpieczeństwo zadbał.
Ramiona zaczęły mi drżeć, na odkrytej skórze pojawiła się gęsia skórka. Drżałem, chociaż było ciepło. Chyba chodziło o nadmiar emocji. Starałem się być silny dla mojej księżniczki.
Powoli, bardzo wolno zapadał zmrok. Śledziłem wzrokiem przesuwające się chmury choć wiedziałem, że muszę już iść, że nie mam czasu. Każda minuta mogła zaważyć ale... całe moje życie toczy się tak jakby ktoś ciągle przyciskał guzik z napisem "fast".
"My  one heart, beating for you" - kiedyś śmiałem się z ludzi, którzy tymi słowami opisywali to co czują do drugiej osoby. Teraz to zrozumiałem. Moje serce biło dla jednej, nie powtarzalnej osoby. Bez niej umierało. Podczas gdy mój rytm przyśpieszał kiedy była blisko, na wyciągnięcie ręki teraz stawał się szybszy bo martwiłem się o nią. Nie spałem, nie jadłem, nie piłem. Chociaż nie. Piłem alkohol. Wyglądem przypominałem żywego trupa. Z dnia na dzień coraz gorzej. Codziennie widziałem smutne spojrzenia, przygnębione wyrazy twarzy przypominające mi o stracie. O tym, że teoretycznie byłem na przegranej pozycji. Chciałem a nie mogłem nic więcej.zrobić. Na razie.
Po upływie 20 minut zszedłem w końcu na dół i spojrzałem na śpiące w fotelikach dzieci. Punkt pierwszy naszej podróży: Polska.
Mercedes powiedziała, że tam nie powinni nas szukać. T
oczyłem teraz wojnę o przetrwanie istot, które najbardziej kocham. Których oczy jarzą się niewinnymi spojrzeniami i z ufnością zasypiają w moich ramionach. Nie bałem się Amandy. Ale ona nie działa sama. Ludzie chorzy są nieobliczalni. Jeden zły ruch, jedno nie takie posunięcie a wszyscy zginiemy. Ja, Julka, Andrew, Kate. Cała moja rodzina, o której nigdy będąc nastolatkiem nie marzyłem.
Włożyłem nosidełka do samochodu i z ciężkim westchnieniem oparłem się o lekko rozgrzaną szybę. 
-Uważaj na siebie. - Bill objął smukłą blondynkę, która wtuliła się w jego żebra. Chłopak otulił ją szczelniej białym swetrem i uśmiechnął się delikatnie. Georg i Gustav oparli się o ścianę po obu stronach drzwi.
-Opiekuj się nimi. - odezwał się Georg w końcu podnosząc na mnie wzrok.
-I koniecznie skontaktuj się z Gabrielem. - Ivette podeszła do auta kołysząc biodrami i wsadziła mi na siedzenie pasażera plecak z termosem z kawą i jedzeniem.
-Obiecuję. - znów westchnąłem i zasiadłem za kierownicą. Przekręciłem kluczyk, odpaliłem silnik, przerzuciłem biegi i odjechałem.

Dwie godziny później siedziałem w samolocie wynajętym przez Josta. Zza małych okienek obserwowałem malutkie plamy miast na ziemi i białe obłoki, między którymi lecieliśmy. Zastanawiałem się co mam robić kiedy wyląduję w Polsce. Nie znam tego kraju i przeraża mnie perspektywa zostania samym w nowym mieście z dwójką małych dzieci.
Pustym wzrokiem przebiegałem po ścianach samolotu i błądziłem myślami bardzo daleko. Od tamtego telefonu nie było żadnych nowych wieści od Gabriela. Nie miałem pojęcia co robić dalej... zawsze ktoś jasno mówił mi jak coś powinienem zrobić, jak zagrać. A teraz zostałem sam z tym wszystkim. Zostałem sam. I to chyba przytłacza najbardziej.

Julka:
Usłyszałam warkot silnika. Próżne nadzieje, że mnie tu zostawią. Słyszałam jak mówią, że muszą jechać po fałszywe dokumenty obywatelstwa. W świetle sączącym się przez szpary w deskach oglądałam swoje ciało. Stopy były pokaleczone do krwi, szare od ziemi i kurzu, sine od zimna biegnącego od zimnej ubitej ziemi. Nadgarstki były przetarte od lin i łańcuchów. Wszędzie wystawały mi kości. Obojczyki, kolana, żebra, ramiona, dłonie. Wszystkie te kości przebijały mi się przez skórę i tworzyły wyraźne kontury. Włosy nabrały odcienia szaro-blond. Cieszyłam się, że nie mam teraz lustra. Nie zniosłabym swojego odbicia. Byłam modelką i miałam normalną szczupłą sylwetkę. Teraz wyglądam jakbym miała anoreksję i większość młodych dziewczyn w tym zawodzie zabiła by za te wystające kości. Ale nie wiedzą jak to jest nie mieć sił na nic, ponieważ ciało jest zbyt słabe by zrobić cokolwiek.
Drzwi trzasnęły o ścianę. Osoba stała przodem do mnie, tyłem do słońca więc widziałam tylko jego niewyraźny kontur. Jakby poszarpany w niektórych miejscach cień.
Coś błysnęło i sznury opadły. Osunęłam się na kolana i spuściłam głowę. Mężczyzna rzucił się na kolana obok mnie i gorączkowo szeptał do ucha:
-Boże... co oni ci zrobili...
-Gabriel?- wyharczałam i zaczęłam płakać 
Wtuliłam głowę w jego tors a on objął mnie ramionami przyciągając bliżej siebie. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko a broda wbijała w moje ramię. Wreszcie, od wielu dni poczułam się bezpieczna. Delikatnie przylgnęłam do niego i spróbowałam wstać. Lecz nogi odmówiły posłuszeństwa. Zatrzęsły się i prawie załamały. Z moich szczupłych nóg zostały tylko kości i skóra.
Opadłam na kolana. Nie próbowałam znowu. To było pozbawione sensu. Gabriel wziął mnie na ręce i wyszliśmy z szopy. Słońce oślepiło mnie więc zakryłam dłońmi oczy. Mieliśmy jeszcze czas zanim wrócą.