sobota, 26 kwietnia 2014

8. Tak zaczął się mój koszmar.

Julka:
-Masz się mnie słuchać dziwko. - powiedział Diego przez zaciśnięte zęby zaraz po tym jak naplułam mu w twarz. Tak, wreszcie zrobiłam to co chciałam od początku.
-Nie jestem twoją własnością. - syknęłam i odwróciłam głowę.
-A jego to niby tak?!- złapał mnie za rękę i mocno szarpnął abym rozprostowała palce. Następnie z wściekłością zdjął mi ślubną obrączkę i wyrzucił za siebie. - już nie..
Zbliżył się jeszcze bardziej a ja wspomagając się rękami przesuwałam się w tył. Natrafiłam plecami na zimną ścianę. Bliżej niej już nie mogłam być.  Czułam każdy sęk w drewnie i każdą nierówność.
Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na najgorsze. Zacisnęłam usta i przegryzłam język zębami aby nie krzyczeć. Ból psychiczny leczy tylko fizyczny - słowa Szymona.
Nie chciałam płakać, żeby nie dać mu tej satysfakcji. Po prostu zacisnęłam zęby, usta i oczy. Starałam się też nogi ale rozdarł je siłą. W tej chwili straciłam wszystko. I było mi już,obojętne jak długo przeżyję.
Szyderczy, pełen triumfu śmiech rozniósł się po szopie. Nie wiem dokładnie kiedy, ale długo po tym trzasnęły drzwi i zostałam sama. Teraz mogłam płakać.

Dwa lata temu:
Julie Soonge:

Stałam na korytarzu czekając na nową pacjentkę. Weszła do gabinetu w asyście dwóch lekarzy, powłócząc nogami. Stanęłam pod ścianą a ona usiadła na krześle. Była nadzwyczaj spokojna. W dłoni trzymała zdjęcie, które uparcie przyciskała do piersi.
Lekarze wyszli. Zostałam tylko ja i ona.
-Jak się nazywasz?- zapytałam spokojnym głosem, cicho siadając za biurkiem.
-Amanda.. - odparła a niebieskie włosy opadły jej na twarz kiedy spuściła głowę.
-Dobrze. A więc Amando, jak tu trafiłaś? Rozumiem, że to ciężki temat ale...
-Chciałam się zabić. - odpowiedziała unosząc głowę. Spojrzała mi w oczy a ja odłożyłam okulary na stół i włożyłam za ucho kosmyk krótkich miodowych włosów. Zobaczyłam w jej oczach coś szalonego i to zmroziło mi krew w żyłach. Od roku pracuję jako psycholog w zakładzie dla psychicznie chorych ale takie spojrzenia są tu rzadkie. Powiedziałabym, że w ogóle ich tu nie widuję.
-Dlaczego?
-Bo życie nie ma sensu. A on jest mój. - warknęła. I to było ostatnie co usłyszałam z jej ust. Po godzinie namawiania jej do opowiedzenia mi tego co jej się przytrafiło, dałam spokój.
Przez kolejny miesiąc obserwowałam jak moja podopieczna siedzi i wpatruje się w kraty w oknie rysując ciągle tą samą twarz. Wgłębienia w policzkach, ciemne oczy, długi nos, równe usta, widoczny zarys szczęki i kości policzkowych, długie do ramion ciemne włosy.
I było tak dzień w dzień. Nocami płakała, w dzień rysowała. Siedziała na łóżku patrząc tępo w ścianę i licząc pręty w oknach.
Było tak przez rok. A pewnego dnia - zniknęła. Szukaliśmy jej ale przepadła jak kamień w wodę..

*Teraźniejszość*

Gabriel:
-Kiedy to było?- zapytałem zaciskając oczy.
-Zaraz po waszym wypadku. Twoim i Szymona.. Zaczęła brać narkotyki. Znikała na całe dnie, nieraz tygodnie. Jej matka się o nią martwiła. Ja też. Dlatego wszczepiliśmy jej chip pewnego dnia kiedy znów wróciła do domu widząc na ścianach jednorożce i czarne wróżki z białym proszkiem.
-Wiedziała?
-Nie.

Zacisnąłem pięści i uderzyłem nimi w kierownicę.
-Mercedes? Błagam cię, posłuchaj. [...] - opowiedziałem jej całą historię a ona nawrzeszczała na mnie, że jestem idiotą bo jej tego nie powiedziałem i zaczęła mnie wyklinać po Hiszpańsku.
-Znam ten język. Wiem co mówisz. Słuchaj. Przekaż Tomowi, że ma tu nie przyjeżdżać. Tylko razem z dziećmi uciekać z kraju. Słyszałem o czym mówiła Amanda. Wywiezie Julkę a potem wróci po dzieci. Zajmę się naszą siostrą i znajdziemy was. Razem.

Georg:
Siedzieliśmy w domu, przy stole słuchając jak zbulwersowana Mercedes drze się na kogoś w innym języku ale jednocześnie uśmiecha się i płacze.
Wyszła z komórką do kuchni a ja przytuliłem An, która usiadła mi w międzyczasie na kolanach. Razem z Ivette przyjechały wczoraj a dziewczyna nadal płacze, ponieważ sądzi, że to jej wina.
Na samym początku Tom, Bill, Zoey i Jula mieszkali w Loitsche a dopiero niedawno, bo pół roku temu przeprowadzili się do Los Angeles. Teraz zastanawiam się czy to wszystko stałoby się gdyby nadal mieszkali blisko przyjaciół.
-Emm. Nie wiem od czego zacząć.. ale to chyba dobra wiadomość. Gabriel wie gdzie jest Julka... - do salonu weszła Mer i położyła dłoń na ramieniu Toma.
-Na co czekamy?! Jedźmy tam!- krzyknął chłopak energicznie wstając.
-Stój. Nie. Gab przekazał mi jeszcze, że razem z dziećmi masz się pakować i wyjechać bo Amanda po nie wróci.
Uniosłem brwi w geście niedowierzania a Tom zacisnął dłonie w pięści.
-Mówił coś konkretnego co do tego wyjazdu?- zapytał łamiącym się głosem.
-Oby jak najdalej Niemiec i LA.

niedziela, 20 kwietnia 2014

7. Dlaczego...

Na dole w wypowiedzi Amandy wystąpił błąd a jak wiadomo blogspot po opublikowaniu robi małe żarty typu

i takie tam ;/ więc tego nie poprawiam. Powinno być Rosja a nie Czechy. ******************************

Tom:
Wróciłem do domu i padłem na łóżko. Zawsze kiedy Julka zaczynała płakać wiedziałem o tym chociaż nie zawsze byłem blisko. Miałem zwyczajnie przeczucie. Tym razem też tak było. Gdy tylko zapadłem się w ciepłej pościeli pachnęcej perfumami mojej ukochanej Julki poczułem ukłucie w sercu.
-Oh, Julka... - westchnąłem i po moim policzku również spłynęła łza. Byłem ciekaw kiedy wyschnie źródło łez, ale chyba w takiej sytuacji była to "studnia bez dna".
Musiałem się w końcu wziąć w garść. Wziąłem komórkę z szafki nocnej i zadzwoniłem do Billa.
Musiał mi pomóc. Sam nie dam sobie rady. Musiałem się w końcu wziąć w garść. Wziąłem komórkę z szafki nocnej i zadzwoniłem do Billa.
Musiał mi pomóc. Sam nie dam sobie rady. Od dłuższego czasu odrzucałem pomoc brata ale teraz potrzebowałem go. Bardzo go potrzebowałem. Bo mimo wszystko chciał mi pomóc ale ja byłem zbyt głupi by tą pomoc przyjąć. Chyba byłem przyzwyczajony do tego, że jak ludzie mi pomagają to jest w tym drugie dno. Rzadko miewałem problemy więc nie byłem przyzwyczajony do bezinteresownej pomocy Billa, a przecież nieraz widziałem jak pomaga przyjaciołom od tak.

Gabriel:
Odkąd Mercedes poinformowała mnie o śpiączce Julki chodziłem podenerwowany. A kiedy powiedziała, że ją uprowadzono spakowałem walizki i ruszyłem w pościg. Z tego, co dowiedziałem się od ojca wiem, że Jula ma wszczepiony chip w rękę. Policja nie mogła się o tym dowiedzieć ponieważ było to nielegalne. Ale w tym wypadku przydatne choć tego nie pochwalałem.
Podłączyłem do GPS'u dawno nie włączany, zakurzony odbiornik lokalizacji. Jechałem tak dobry miesiąc śpiąc w lasach i żywiąc się szybko kupionym jedzeniem a nieraz odpuszczałem nawet na dwa dni. Siostra była dla mnie zbyt ważna.
Kiedy furgonetka zatrzymała się blisko granicy rosyjskiej w lesie zrozumiałem, że to prawdopodobnie jeden z ostatnich postojów.
Mieszkając w Hiszpannii zacząłem interesować się takimi rzeczami jak pościgi, porwania, odszukiwanie, śledzenie czyli ogólnie policyjnymi bzdetami. Schowałem się między zaroślami blisko szopy i po chwili zobaczyłem jak Amanda wychodzi ze środka a chwilę później jakiś facet z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
-To jaką masz dla mnie robotę?-.zapytał opierając się o ścianę furgonetki.
-Musisz wybrać się do miasta i zobaczyć jak stoimy z akcją. Czy Czechy już nas poszukują. Tylko pośpiesz się Diego bo idziesz piechotą. - odwróciła się do niego plecami i odeszła w stronę lasu.
Chłopak imieniem Diego odszedł w stronę granicy.
Zaczaiłem się i upewniwszy się, że nie ma ich w pobliżu podszedłem do kraty na jednej ze ścian szopy.
-Julka? Jesteś tam?- szepnąłem.
-Gabriel..? Co ty tu..
-To nie czas na wyjaśnienia. Wytrzymaj. Proszę cię. Jedziecie do Czech. Tam pomogę ci się uwolnić. - zapewniłem rozglądając się niespokojnie po linii drzew.
-Nie zostawiaj mnie...
-Nie zostawię. Obiecuję. Zawsze będę blisko choć nie zawsze przy tobie. Jak przyjdzie pora wrócę po ciebie.
-A Tom?
-Tom nic nie wie i pewnie szaleje z rozpaczy ale nie jest bezpiecznie. Skontaktuję się z nim kiedy będę musiał. A teraz muszę iść.
-Gabriel? Powiedz mu, że go kocham.. - powiedziała cicho. Było to ostatnie co usłyszałem z jej ust. Szybko, trzymając się blisko cieni i drzew wróciłem do samochodu.

Julka:
Minął dzień odkąd był u mnie brat. Wytrzymywałam tu, siedząc przy ścianie i jedząc to co mi przynosiła Amanda. Teraz byłam na jej łasce. I to było przerażającą perspektywą.
Wreszcie wzmogłam się w sobie i z trudem wyharczałam:
-Dlaczego ja?..
Z dnia na dzień było mi trudniej mówić. Pojawiał się coraz mocniejszy ucisk w sercu i płucach przy każdym słowie, przy każdym oddechu.
-Dlaczego?- Amanda odwróciła się gwałtownie. Podeszła do mnie i nachyliła się nad moją twarzą aby wysyczeć mi prosto w oczy całą moją sytuację. -Dlatego, że Bill jest mój. Od zawsze był. A ty mi go zabrałaś.
-Przecież.. Tom.. jest moim.. mężem. - powiedziałam chwytając szybko powietrze.
-Wiem. Ale byłaś z Billem i to ty mi go zabrałaś. To przez ciebie myśli, że mam świra.
-A nie masz?- zapytałam patrząc jej wrogo w oczy.
-Uhh!- krzyknęła i uderzyła mnie w policzek dłonią. Głowa obróciła mi się w lewo a miejsce, w które uderzyła zaczęło pulsować.
-Ty zdziro!- wysyczała. - To nie wszystko! Kocham Billa! A TY MNIE ZNISZCZYŁAŚ! Przez ciebie straciłam wszystko. WSZYSTKO! ROZUMIESZ?!- wykrzyczała mi w twarz a jej włosy uderzyły mnie w twarz kiedy gwałtownie się obróciła.
Miałam ochotę skomentować, że śmierdzi jej z gęby ale powstrzymałam się i zagryzłam wargi. Kiedy wychodziła z szopy szepnęłam:
-Ty jesteś chora.. musisz się leczyć...
Nie usłyszała tego. Trzasnęła tylko drewnianymi drzwiami.
Westchnęłam i oparłam głowę o cienką ściankę.
Miałam bynajmniej pewność, że nie jestem sama. Gabriel też tu jest. Kochany. Wreszcie mogę chociaż na chwilę zasnąć bo wiem, że nie jestem sama.

6. Uwięziona.

Flyleaf - Call You Out
Julka:

Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech. Skrzypnęła metalowa zasuwa i do wnętrza przyczepy wpadło światło. Poczułam jak Diego bierze mnie na ręce i zanosi gdzieś, wcześniej kopnięciem otwierając jakieś drzwi.
Położył mnie na sianie, metr od ściany i przywiązał liną do dwóch słupków wbitych w mocno ubitą ziemię. Gdybym była w pełni sił pewnie wyrwałabym słupki z ziemi. Ale byłam zbyt słaba i nieprzytomna z bólu.
-Wiem, że nie śpisz. - odezwał się cicho Diego patrząc na mnie z żalem.
Otworzyłam oczy  i spojrzałam na niego wściekła jak osa.
-Nie będziesz krzyczeć bo i tak nikt cię nie usłyszy. Ale to na wypadek jakbyś próbowała. - przykleił mi do ust srebrną taśmę. Następnie nachylił się nade mną  z obrzydliwym uśmiechem, który kiedyś na krótko mnie oczarował. W tej chwili poczułam do niego odrazę i wstręt. Gdybym mogła, splunęłabym mu prosto w twarz.
Podniosłam rękę do twarzy i wierzchem drżącej dłoni przetarłam zakurzony policzek. Czerwone oczy po przepłakanej godzinie nadal mnie piekły i chciałam żeby sobie poszedł. On jednak stał nade mną z założonymi rękami. Nagle zaczął się przysuwać w moją stronę przesuwając językiem po zębach. Serce mi przyśpieszyło ze strachu. Tłukło się o wystające żebra jakby miało za mało miejsca. Przesuwałam się coraz dalej w tył aż napotkałam ścianę. Szarpnęłam ręką chcąc uderzyć Diego. Lina jednak była zbyt krótka, więc w rezultacie wpiła mi się mocno w skórę rozcinając ją. Od nadgarstka rozszedł się przenikliwy ból rozchodząc się na całe ciało. Chłopak kucnął przede mną i delikatnie chwycił mój podbródek. Obróciłam głowę i zacisnęłam oczy. Spuściłam głowę a brudne włosy  opadły mi tak, że nie było widać twarzy i zapłakanych oczu.
Jego dotyk był delikatny ale wiedziałam, że chce mi coś zrobić.. Krzyknęłam kiedy jedną ręką zaczął rozpinać guziki mojej szpitalnej tuniki lecz taśma zagłuszyła dźwięk tak samo jak masę przekleństw, które wykrzyczałam w jego kierunku. Drzwi szopy otworzyły się i stanęła w nich czarnowłosa kobieta.
-Zostaw ją w spokoju. Pobawisz się później. Mam dla ciebię robotę. - powiedziała ostro i stanowczo a Diego wstał, otrzepał kolana i wyszedł.
I  wtedy pękłam. Zaczęłam płakać przecierając delikatnie palcami po twarzy. Podkuliłam nogi i położyłam głowę na kolanach. Zaczęłam chwiać się w tył i przód nie chamując łez. Byłam tak słaba, że nawet nie mogłam spleść palców, żeby objąć kolana. Byłam pół przytomna z bólu. I fizycznego, i psychicznego. Jestem zbyt słaba by uciec.

Tom:

-Wiem, że to nie twoja wina chłopcze.. - powiedziała łagodnie mama Julki. Nie mogłem jej spojrzeć w twarz. Było mi wstyd, że dowiedziała się tak późno.
-Tom, rozumiemy cię.. - szepnęła tym razem moja mama kołysając w wózku Andrew i Katherin.
-Jak możecie coś rozumieć? To przeze mnie Julka jest teraz skazana na Amandę! Nawet nie wiemy co się z nią dzieje!- krzyknąłem wstając.
-Tom! Dzieci!- mama zawołała próbując uspokoić dzieci, które obudzone zaczęły płakać.
Zacisnąłem zęby.
-To moja wina, wiem o tym. - wziąłem komórkę ze stołu i wyszedłem trzaskając drzwiami. Rano byliśmy na wywiadzie. Ja i Bill opowiadaliśmy o porodzie, śpiączce i porwaniu. Georg nie był zdolny nic powiedzieć a Gustav zbyt mało wiedział.
Kiedy wróciliśmy moi rodzice i teściowie byli już w domu.
Idąc przed siebie myślałem o każdej chwili spędzonej z Julią. Analizowałem każde wspomnienie. Dobre i złe. To, że już na początku straciłem dla niej głowę a ona wolała Billa. Byłem przy niej gdy cierpiała, byłem przy niej po ich zerwaniu, byłem przy niej cały czas. I z dnia na dzień staliśmy się sobie bliżsi. Dużo bliżsi. Była moim tlenem i nałogiem. Chciałem się codziennie przy niej budzić i widzieć jej piękne szaro-niebieskie oczy za każdym razem kiedy jest smutna, wesoła. Za każdym razem, w każdej chwili, codziennie. Dlatego oświadczyłem się jej i teraz na moim palcu lśni złota obrączka.
Obróciłem ją w palcach i włożyłem z powrotem.

czwartek, 17 kwietnia 2014

5. Tylko nie krzycz.

Miesiąc później:
Tom:
Usiadłem na plastikowym krześle i nerwowo miętoliłem w palcach koszulkę.
-Odkryliście coś?- zapytałem gdy do gabinetu wszedł policjant. Odkąd przekroczyłem próg komisariatu ręce trzęsły mi się i nie mogłem poskładać myśli.
Ciągle myślałem o tym gdzie jest moja żona i co się z nią dzieje..
-Tak. Kamery z monitoringu zarejestrowały, że Julię Kaulitz uprowadziła ta kobieta. - podał mi zdjęcie z kamery. Była na nim kobieta prowadząca wózek z nieprzytomną Julką.
-Poznaje pan tą kobietę?- policjant wskazał na pielęgniarkę prowadzącą wózek.
-Nie..Chociaż.. - zawachałem się. Te same rysy, blizna na ręce.. inne włosy, oczy... - Amanda...

Złożyłem zeznania i wsiadłem do samochodu. Uderzyłem dłonią w kierownicę uruchamiając klakson.
Nikt nie mógł przewidzieć, że ona..że Amanda.. jest chora. Ale dlaczego Julka?! Dlaczego nie Zoey?! Przecież to ona jest z moim bratem a Amanda była w nim szaleńczo zakochana. Nie we mnie. W nim. Więc dlaczego to ja teraz cierpię?! Dlaczego moja żona jest teraz w rękach psychopaty bez skrupułów?!
Tak wiem, jestem samolubny. Ale zostałem z dziećmi, bez mojej ukochanej, która teraz jest w niebezpieczeństwie.
Jedno jest pewne. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Trzeba zawiadomić jej rodziców, Georga, Gustava i przede wszystkim media. Niech szukają. Każde informacje się liczą.

-Jesteś idiotą Tom! A ty co?! Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś?! Bill do cholery! Rozumiem, że Tom ok mógł to zataić ale kurwa ty?!- Georg wrzeszczał na nas krążąc po pokoju. - Tom. To moja kuzynka.. ale jest dla mnie jak siostra... jak młodsza siostra... Już za samo bycie z nią na początku powinienem wam przypierdolić i pouczać co do niej. Tak zachowują się starsi bracia... A ja myślałem, że jesteście odpowiedzialni... gdybym wiedział przeprowadziłbym się od początku jej śpiączki do Los Angeles... moglibyśmy na zmiany opiekować się i nią i dziećmi. A teraz? Ta kobieta jest szalona! A moja mała dziewczynka jest skazana na pastwę jej sadystycznego losu..
Westchnął i usiadł na kanapie chowając twarz w dłonie. Pierwszy raz widziałem jak Georg płacze. I był to widok nie do zniesienia. Zadzwoniłem do Josta i umówiłem nas na wywiad. Niech ludzie zainteresują się Amandą. Przecież nie jest niewidzialna...

Julka:

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Pachniało tam zgnilizną, stęchłym powietrzem i wilgocią. To jednak było najmniej ważne. Ból jaki poczułam był nie do zniesienia. Przetarte do krwi nadgarstki przywiązane do jakiegoś słupka tak samo jak kostki, zastałe mięśnie i uczucie jakby głowa ważyła ponad tonę. I jeszcze kłucie w sercu i żołądku. Nie mogłam się jednak skurczyć, żeby uśmieżyć ból. Liny mi na to nie pozwalały. Zza metalowej ścianki dobiegały głosy należące do osób, które nienawidzę. Nie chciałam krzyczeć, żeby nie ściągnąć ich uwagi. Dlatego siedziałam cicho w bardzo niewygodnej pozycji z rękami po bokach związanymi grubą liną nad głową do metalowego prętu.
Bałam się tego co mi zrobią jak odkryją, że jestem przytomna.
Wszystko co się działo pamiętałam jak przez mgłę. Ostatnie wspomnienie to.... Rozszerzyłam oczy. Tom! Dzieci!
Samotna łza spłynęła po moim policzku robiąc bruzdę na zakurzonej twarzy. Tłuste strąki włosów lepiły mi się do twarzy, obraz powoli zamazywał. Ile już tu jestem? Godzinę, dzień, tydzień, miesiąc a może rok? Co się ze mną działo w tym czasie?
Nagle poczułam rozdzierający ból w okolicy ud i kolan. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam na sobie tylko szpitalną tunikę. Kolana miałam całe posiniaczone, zapewne od ciągłego uderzania w drzwiczki. Uda były przetarte od ocierania się o siebie. Powtarzałam sobie, że nie mogę nawet jęknąć. Jestem silna. Nie mogę krzyczeć. Nie mogą zauważyć. Spanikowanym wzrokiem przebiegłam po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Z pod spodu dochodziły chrobotania i dźwięki opon sunących po nierównościach drogi. Czyli jestem w samochodzie. Chyba furgonetce. Przemieszczamy się. Cały czas.
Byłam zła na siebie. Nie wiem co się działo ale mogłam przypuszczać, że byłam w śpiaczce i dałabym głowę, że przez narkotyki. Mama mi kiedyś wspominała, że tak się może stać. No właśnie, mama. Teraz sama nią jestem ale nie ma mnie przy dzieciach. A ona zawsze przy mnie była..
Jeśli dane mi będzie je jeszcze zobaczyć... co ja pierdole?... Nie odpuszczę. Ucieknę. Jak tylko będzie okazja. Trzeba tylko udawać, że nadal śpię.  I znaleźć coś ostrego. To wystarczy.

niedziela, 13 kwietnia 2014

4. Koniec. Bo musisz wiedzieć, że to bolało.

Tom:
The Cranberries - Zombie
-Ale jak to nie ma?! Facet, ty myślisz, że ja głupi jestem?! Jak mogliście zgubić pacjentkę w śpiączce?! Co?! Wstała i wyszła?! - wrzeszczałem na jednego z lekarzy, który powiedział mi, że Jula zniknęła ze szpitala. Myślałem, że to żart ale mojej żony rzeczywiście nie było w pokoju a wszystkie jej rzeczy leżały tam gdzie je zostawiłem.
Złapałem lekarza za koszulę i syknąłem prosto w twarz:
-Jeśli wiesz kim jestem to wiesz też, że jeśli dziewczyna się nie znajdzie to was zniszczę.
Żadne słowa nie wyrażą tego jak się w tej chwili czułem. Jakbym dostał w twarz. I nie tylko w twarz. Moje całe ciało krzyczało, że jej chce, że jej potrzebuje.
Ale jej nie ma.
Moje serce rwało mnie do niej. Nie mogłem znieść myśli, że opuściła szpital. Jak.. skoro nawet nie potrafiła drgnąć palcem...
Pogładziłem dłonią poduszkę, w której odcisnęła się jej głowa.
Potrzebowałem jej. Tak bardzo jej potrzebowałem. Była mi niezbędna jak tlen, który wdycham aby żyć. Uzależniła mnie jak narkotyk. Jednym spojrzeniem, gestem albo słowem zawracała mi w głowie. Kochałem każde jej słowo nawet jeśli na mnie krzyczała. Kochałem jej perlisty śmiech i szeroki uśmiech. Kochałem szaro-błękitne oczy, które codziennie przenikliwie się we mnie wpatrywały. Kochałem malinowe usta, które codziennie mnie budziły.
A teraz jestem tu. W szpitalnym pokoju. Tak przeraźliwie pustym i zimnym. Jestem tu a ty odeszłaś choć jeszcze kilka godzin temu byłem u ciebie i patrzyłem na nieruchomą twarz, tak spokojną i smutną jakbyś bała się obudzić. Jakbyś tylko spała. A przecież uwielbiałaś spać..

.
Zoe siedziała wtulona w Billa i płakała już od dobrych dwóch godzin. Mój brat przytulał ją tylko coraz mocniej i kołysał w swoich objęciach. Te drobne gesty nadal pamiętam. Blond czuprynę wtulającą się w moją szeroką koszulkę i komentarze o tym, że mogłaby się w niej utopić, zupełnie od rzeczy. Moje dłonie zaciskające się na jej plecach i wtedy czułem nawet najmniejsze drganie jej mięśni, bo byliśmy jednością.
Usiadłem na fotelu opierając białą kartkę o jakiś atlas i wziąłem ze stołu długopis. Moja ręka sprawnie jeździła po papierze kreśląc na nim słowa wyrażające moje uczucia.
"Siedzenie obok jest puste.
Nie słyszę twojego śmiechu.
Który kiedyś wypełniał całą przestrzeń.
Drapię powietrze,
Myśląc kiedy przyjdziesz.
Na ścianach miliony kresek.
Pozostałości po moich dłoniach.
Bez ciebie jestem nikim.
Nie mogę się na niczym skupić.
Bo ciebie nie ma.
Kurczę się w sobie, nie chcę istnieć.
Zaciągam się powietrzem,
Resztkami zapachu twoich perfum.
Nie leżysz już koło mnie.
Niech już będzie jutro.
Ciebie już tu nie ma.
Zostały tylko wspomnienia"
  Położyłem kartkę na stole a zaciekawiony bliźniak podniósł ją i zaczął czytać.
-Całkiem dobra ta piosenka. - stwierdził.
-To nie jest piosenka- odparłem i wstałem. Poszedłem na górę i usiadłem przy kołysce gdzie spały dzieci. Głową oparłem o łóżko i podciągnąłem  nogi, na których po chwili zwisały moje ręce.
Andrew obudził się i zaczął płakać. Ale ja nie miałem siły aby wstać. Schowałem twarz w dłonie a łzy zaczęły strumieniami spływać po moich policzkach. Przegryzłem wargę aż poczułem metaliczny smak krwi na języku. Wstałem, wziąłem malucha na ręce i zacząłem kołysać. Po kilku minutach zasnął a ja mogłem spokojnie wrócić do załamania nerwowego.


Nikogo nie powiadomiliśmy o zaginięciu Julki. Oprócz Mercedes i Piotrka, którzy przyjechali godzinę temu. Nie mogłem znieść załamanego krzyku i płaczu siostry dziewczyny więc wyszedłem biorąc ze sobą jedynie komórkę i wódkę. Tak na wszelki wypadek. Łudziłem się, że policja zadzwoni i powie, że znaleźli ją całą i zdrową. Kiedy wychodziłem Bill i Zoey opiekowali się dziećmi a Mercedes leżała na podłodze z podkulonymi nogami wcześniej rzucając telefonem o ścianę.
Szedłem więc kopiąc kamienie w stronę plaży. Gdybym wiedział gdzie jesteś pognałbym za tobą...
Usiadłem na ciepłym piach i zatopiłem w nim palce. Podniosłem butelkę do ust i wypiłem 1/4 na raz.
Poczułem jak ktoś siada obok mnie.
-Wiesz, że alkohol nie rozwiąże problemów. - usłyszałem spokojny delikatny głos.
-Z drugiej strony sok też nie. - odpowiedziałem nie patrząc na osobę, która tak bardzo przypominała mi o mojej stracie. - Jesteś jej siostrą, powinnaś być na mnie wściekła.
-Ale nie jestem- oparła głowę o moje ramię- mam złe przeczucia Tom. Ona nie mogła wstać i wyjść. Nie zrobiłaby tego. Jestem pewna, że coś jej się może stać. Czuję to.
-Kiedy mieliśmy z Billem 17 lat on miał wypadek samochodowy. Pół godziny przed nim zadzwoniłem do niego i poprosiłem, żeby był ostrożny bo mam złe przeczucia. Godzinę później zadzwonili do mnie ze szpitala.  - po chwili milczenia powiedziałem jej coś co Billowi dzień przed swoim ślubem -Kocham ją jak cholera. Jest mi potrzebna do życia tak samo jak muzyka a nawet bardziej. Kocham ją. I martwię się, że jak coś jej się stanie będzie to moja wina. Bo to ja sprowadziłem ją do LA.
-Wiem Tom. Ale nie obwiniaj się. My wszyscy ją kochamy. -powiedziała cicho ale stanowczo, wpatrując się w wysokie fale. -wszyscy ją kochali...
 Moje oczy zaszły mgłą kiedy wstałem, napisałem na kartce, którą wyjąłem z kieszeni twoje imię i podpaliłem. Obracałem kartkę w palcach a ona płonęła. Płonęła. Jak moje serce płonęła żywym i niepowtarzalnym ogniem. Ogniem, który trawił wszystko co było na jego drodze. Rzuciłem palący się skrawek na piasek i odszedłem a smutna blondynka patrzyła na to wszystko bez drgnięcia.

czwartek, 10 kwietnia 2014

3. Zachowaj spokój.

Wena wraca i mam masę pomysłów, które MUSZĘ zrealizować :) miłego czytania!
*************************
Nickelback - Lullaby
Tom:
Usiadłem przy Julce i przyłożyłem jej zimną dłoń do swoich ust. Wyglądała jakby spała. Tylko spała. I naprawdę był to rodzaj snu. I nie był on wieczny. Moja księżniczka mogła się obudzić w każdej chwili. Po nocy pełnej krzyku i rozpaczy wreszcie jej stan stał się stabilny.
Leżała na sali z tylko jednym łóżkiem, podłączona do wielu urządzeń. Nigdy nie lubiłem szpitali ale ta sala była wyjątkowo przytłaczająca. Białe ściany, biała podłoga, biała pościel. I ona biała. Blada jak te ściany. Z zamkniętymi oczami i włosami rozsypanymi na poduszce wyglądała pięknie. Jak anioł, który cierpi po zesłaniu na ziemię.
Westchnąłem i pocałowałem ją w grzbiet dłoni. Wyszedłem z sali i stanąłem na korytarzu.
Bill i Zoey siedzieli na małych plastikowych krzesełkach. Jeszcze nie zdążyliśmy iść do domu więc ja i Bill mieliśmy na sobie tylko spodnie a Zoe długą do prawie kolan koszule Billa. Ilekroć jakiś pacjent czy lekarz patrzył na jej odkryte nogi, bliźniak stawał się nerwowy. Zsunęłem się po ścianie i siedząc na podłodze wysunęłem jedną nogę przed siebie a drugą podciągnęłem. Schowałem twarz w dłoniach i drżałem. Mercedes i Piotrek mieli przyjechać dzisiaj. Bill podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu a ja spojrzałem na niego oczami pełnymi łez. Usiadł obok mnie i po prostu był. I to wystarczyło.

Miesiąc później:

Spojrzałem w lustro. Miałem podkrążone oczy, wychudzone policzki, dwudniowy zarost. Mimo to czułem się znowu jak gówniarz. Stan Juli był stabilny i naprawdę dobry ale nie budziła się. Nie drgnęła nawet palcem. Czułem się bezsilnie w tej sytuacji. Codziennie odwiedzałem ją i dzieci. Dzisiaj miałem zabrać maluchy do domu. Nie wiedziałem jak ale musiałem sobie poradzić dla niej. Imiona wybraliśmy już dawno. Katherin i Andrew.
Zacisnąłem zęby i wsiadłem do samochodu. Wszystko za szybami migało mi bardzo szybko. Nawet nie byłem pewny czy nie łamałem przepisów. Ale to się nie liczyło.
Kiedy podjechałem pod szpital i wreszcie mogłem wziąć swoje dzieci do nosidełek przepełniła mnie duma. Duma i miłość. Miałem najwspanialsze dzieci i równie cudowną żonę. I będę walczył o jej zdrowie. Jak będzie trzeba to oddam wszyatkie pieniądze z tras koncertowych na jej leczenie. Ponoć to przez narkotyki, które kiedyś brała doszła do tego stanu i tylko śpiączka uratowała ją przed śmiercią. I chociaż od miesiąca nic się nie zmieniło wiem, że jest ze mną.
Wziąłem nosidełka i wniosłem je do domu. Dzieci uśmiechały się do mnie i szeroko otwartymi oczami patrzyły na swój nowy dom. Zoe i Bill wrócili już do siebie, ponieważ osuszyli już dom po zalaniu go przez dziewczynę.
Wziąłem maluchy na ręce i przeniosłem na łóżko, do sypialni mojej i Julki. Przytuliłem je a one momentalnie usnęły.
W nocy, koło 4 obudził mnie krzyk głodnej Kate.
Zaspany, potykając się na schodach o nogawki dresów szybko zszedłem na dół.
Zagotowałem mleko i przelałem je do butelek. Przeskakując po dwa schody wbiegłem na górę. Andrew spał w najlepsze ssając własny kciuk i nawet krzyki siostry go nie zbudziły. Przyłożyłem dziubek butelki do ust Kate a ona zaczęła ssać ciepłe mleko. Kiedy zasnęła usiadłem na brzegu łóżka i wsadziłem twarz w dłonie a następnie przetarłem czoło palcami. Każdy mój gest i słowo pokazywały jak bardzo wykończony jestem.
Otworzyłem drzwi na balkon i wyciągnęłem z kieszeni fajki. Odpaliłem jedną i oparłem się o drewnianą balustradę. Patrzyłem na wschodzące w Los Angeles słońce. Paliłem jednego papierosa za drugim aż skończyła mi się paczka i nie miałem już czym się zaciągać.

Amanda:
Półtora roku temu wyjechałam do Hiszpanii w celu zasięgnięcia pomocy u chłopaka, którego porzuciła Julka. Na jej imię momentalnie się skrzywiłam. A potem na moją twarz wpełznął okropny, złośliwy uśmiech.
Odrzuciłam na plecy swoje czarne włosy i poprawiłam zielone soczewki. Wygładziłam strój pielęgniarki i pchnęłam wózek, na którym przewoziło się pacjentów. Weszłam do sali, w której leżała Julia Sulska, moja ofiara. Gdyby wiedziała co ją czeka mogłaby się bronić, stawiać opór ale teraz... była bezbronna. I ja zamierzałam to wykorzystać. Za wszystko co mi zrobiła. Z niemałym trudem przeniosłam ją na wózek i wyprowadziłam ze szpitala. Na parkingu czekał na mnie wielki czarny van a w środku Diego. Wychodząc trzasnął drzwiami i pomógł mi ją wciągnąć do środka pojazdu. Tam związaliśmy jej ręce i nogi grubym sznurem, w razie gdyby się ocknęła.
Obaj przenieśliśmy się na przód. Diego odpalił samochód. Pocałowałam go krótko w usta.
-Dobra robota kochanie. - pochwalił i ruszył z piskiem opon.
Ze złowrogim uśmiechem na twarzy wpatrywałam się w drogę przed nami. Jeszcze długa droga tam dokąd jedziemy. Za wszystko, za całą krzywdę, którą mi wyrządziła powinna zapłacić najwyższą karę. Powinna i zapłaci.

wtorek, 8 kwietnia 2014

2. Proszę... wróć.

Nie biorę udziału w Liebster Award więc tylko odpowiem na pytania Asi :) :
1. Inspirację czerpię z wyobraźni :)
2. Zazwyczaj :) Niekiedy po prostu telewizora xD
3. I takie i takie są fajne, wszystko zależy od fabuły i pomysłu :D
4. FFTH dla mnie jest czymś w rodzaju.. hmmm... Aliens to ogólnie rodzina więc rodziną dzielącą się swoimi pomysłami :)
5. Staram się unikać fragmentów +18 ale w tym opowiadaniu jest o to trudno <Dziękuję OLIWIA!> |
6. Nie ma takiej której nie znoszę :)
7. Tak, inspiracje na bohaterów pochodzą z mojego otoczenia :)
8. Rzadko... Jedynie kiedy już naprawdę mam kompletną pustkę.
9. Ouuu... Ciężko przyznać ale jarałam się chłopakami w stylu emo, scene no i znalazłam tak Billa, od razu mi sie spodobał o zaczęłam szukać o nim wiecej i natrafiłam na TH a oni wywrócili moje życie do góry nogami.
10. Wenn Nicht mehr Geht, Alien, Komm, Traumer, Humanoid - są to moje ulubione piosenki ponieważ tekst jest dla mnie tym co najcenniejsze a uczucia z jakimi zostały napisane przemawiają do mnie najbardziej <3
11. Myślę, że Tom już na zawsze będzie z Rią. Są ze sobą od bardzo dawna i mam nadzieję, że będą ze sobą dalej. Lubię ją i jestem zadowolona, że Tom jest z nią szczęśliwy :)
Przy scenie + 18 pomagała mi siostra więc myślę że wyszła dobrze.
A to jej blog jakby ktoś chciał poczytać: http://remember-times.blogspot.com/
***********************************************************************************
Zoey:
Obudziłam się o pierwszej w nocy gdyż zgłodniałam, wolnym krokiem wstałam z łóżka tym samym wyślizgując się z ramion mojego ukochanego. Zeszłam po schodach w samych majtkach i krótkiej koszulce na ramiączkach, na dół do kuchni, tam otworzyłam lodówkę na całą szerokość i rzuciłam wiązanką przekleństw bo był tylko ser, mleko, kalarepa i ogórki kiszone.
- Jak oni mogą tak żyć? - Mruknęłam pod nosem.
Zamykając lodówkę patrzyłam w jej głąb w nadziei że jednak coś do żarcia się znajdzie. Gdy zamknęłam ją całkowicie podskoczyłam z przerażenia bo za nią stał czarnowłosy chłopak z włosami ułożonymi w irokeza, który teraz opadał lekko na boki, stał i przecierał oczy długimi palcami.
- Przestraszyłeś mnie. - Oznajmiłam przeszukując szafki.
- No nie wierze, Zoey Kacoroska, czegoś się wystraszyła, trzeba to zapisać w kalendarzu. - Zaśmiałam się, jak na taki długi okres czasu gdy się już znamy dalej nie potrafi wymówić poprawnie mojego nazwiska.
- Kaczorowska głupku! - Poprawiłam go. - Nie zapisuj w kalendarzu bo stracę reputację.
- To będzie nasza słodka tajemnica, ale coś za coś.
Podszedł do mnie, kładąc swoje dłonie na moich biodrach, tym samym całując mnie namiętnie, jego usta dotykały moich z takim naparciem i siłą, że w końcu oddałam się im bezgranicznie tak jak zawsze to robiłam. Bill przesunął ręce w górę na moją talie, złapał mnie i posadził na blacie kuchennym. Moje ręce macały jego nagi, wyrzeźbiony tors a on jedną ręką błądził po moim tyłku a drugą po moich piersiach. W końcu z moich ust zaczął zjeżdżać w dół całując przy tym każdy kawałek mojej szyi, zatrzymał się dopiero na piersiach, podniósł wzrok na mnie z chytrym uśmieszkiem, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Dłoń przesuwałam bardzo wolno w dół drapiąc przy tym jego skórę, chłopak ściągnął mi koszulkę i zaczął łapczywie całować mój duży biust, wygięłam się do tyłu pod napływem pożądania, lubiłam gdy tak robił, po prostu uwielbiałam dotyk jego ust na moich piersiach.. Jednym ruchem ręki ściągnęłam mu bokserki które odkryły jego wielkiego członka. Popchnął mnie na pozycję leżącą ale blat był za krótki więc głowa zwisała mi po drugiej stronie, jego ręka powędrowała w górę po zewnętrznej stronie mojego uda.
Po kilku minutach takich pieszczot wreszcie poczułam go w sobie. Z każdą kolejną minutą czułam go coraz głębiej, czułam każdy jego ruch we mnie. Uniosłam się na blacie i zarzuciłam mu ręce na szyję. Całowałam jego tors z dobrze zarysowanymi już mięśniami i po chwili wracałam do ust. Jego język drażnił moje sutki pobudzając do żywego każdy mój zmysł.
Jego niewinny wygląd w niczym nie pasował do tej sytacji. Był delikatny, ale poruszał się szybko.
Moje serce gwałtownie przyśpieszyło i biło tak jeszcze kilka minut po zakończeniu.

Julka:
W nocy obudziły mnie bóle brzucha. Z wysiłkiem podniosłam się i rozejrzałam po pokoju otoczonym ciemnością.
Wtedy ból nabrał na sile i gwałtownie wciągnęłam powietrze zaciskając zęby.
-Tom! Zaczęło się!- szarpnęłam za ramię młodego mężczyznę w dredach, który spał koło mnie. Mojego mężczyznę. Lucyfer śpiący na kaloryferze miauknął i przeciągnął się.
-Co?! Tak wcześnie?! - zerwał się z łóżka i wskoczył w dresy. - Chodź!
Pędem sprowadził mnie ze schodów.
W kuchni natknęliśmy się na zbierających ubrania Billa i Zoey.
-Wy się tu pieprzycie a Jula rodzi!
Jęknęłam i warknęłam na chłopaka aby się pośpieszył. Wsiedliśmy do samochodu, ja na tylnim siedzeniu i odjechaliśmy spod domu. Na moje czoło wstąpił pot, zaczęłam szybciej oddychać.
Bill i Zoe niekompletnie ubrani wsiedli do drugiego auta i wyprzedzili nas w drodze pod szpital zapewne, żeby zawiadomić pielęgniarki.
Gdy dojechaliśmy lekarze już na nas czekali z wózkiem. Z trudem na niego wsiadłam i szybko zawieźli mnie na porodówkę.
Tom był ze mną, trzymał mnie za rękę i nie puszczał. Najgorsze było to, że w zenicie bólu nie zemdlałam.
Krzyczałam i jęczałam przez 12 godzin aż w końcu z dumą oglądałam jak Tom pewnym ruchem ręki odcina pępowiny bliźniaków. Dzieci były słodkie. Były wcześniakami.
      Kiedy wreszcie dali mi je na ręce czułam, że mogłabym godzinami patrzeć w te wielkie, ufne, niebieskie oczy, które błyszczały radością. Chłopczyk zawinięty w niebieski kocyk a dziewczynka w różowy, spokojnie leżeli wtuleni w moje ramiona wpatrując się w swojego tatę.
Po południu przyszła pielęgniarka i zabrała dzieci abym odpoczęła.
-Jestem z ciebie dumny. - oznajmił Tom trzymając moją dłoń szczelnie zamkniętą w swoich. Nagle obraz zaczął mi się rozmazywać. Powoli, jakby z niechęcią zamykałam powieki. Bezwładne palce rozluźniły uścisk. Nie czułam nic oprócz ogarniającego mnie uczucia paniki. Chciałam zostać z dziećmi, z Tomem! Walczyłam. Próbowałam wrócić mimo wszystko.
Łza spłynęła po moim policzku, kiedy stwierdziłam, że nie warto. Nie widzącymi już oczami spojrzałam na swojego męża i wyszeptałam "żegnaj".
Nie warto walczyć kiedy wiesz, że przegrasz. Nie warto, bo wtedy twoja klęska odbije się mocniej na tych, których zostawiasz. Tam będę wolna. Tam nie będzie problemów. Nie chcę zostawiać Toma. Nie mogę. Muszę. Nie mogę. Nie chcę. Muszę.
Teraz to chyba koniec. Tak ma wyglądać rachunek sumienia? To kara za grzechy, które popełniłam? Kara za ćpanie? Nie wierzę w brednie o Bogu, człowiek sam idzie przez swoje życie. Ewentualnie wierzę w anioły. Wierzę, że  kiedy Bóg się zjawi ja będę już daleko. Daleko od świata gdzie ludźmi rządzą problemy. Wrócę na Ziemię i będę z góry patrzyła na swoje dzieci. Będę patrzyła jak dorastają, będę do nich przychodziła w snach. Będę choć nie będą wiedzieli, że jestem.
Rozpacz - uczucie skrajnej bezsilności wywołane zwątpieniem w coś lub nieszczęściem. Kiedy ciało jest smutne, serce powoli umiera.
Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze. 
Skąd brały się myśli skoro to już koniec? Nic co się wokół mnie dzieje nie dociera do mojej podświadomości. Zaczęłam drżeć, a może to tylko lekarze robią mi defibrylację. Mój świat złamał się na pół, niebo i piekło uchyliły dla mnie swoje bramy. Czarna trumna, czerwone róże. Tak będzie wyglądał mój pogrzeb? Moja dusza krzyczała lecz nikt nie słyszał. Moje ciało umierało, każdy to widział.  Niezmierzony ocean smutku i furii - to by wypełniało moje serce gdyby jeszcze biło. A może nie stanęło jeszcze na zawsze.
Bardziej żywa niż kiedykolwiek. Całkiem żywa, całkiem zniszczona, całkiem zepsuta. W ramionach męża - jak szmaciana lalka.
Bez uczuć, bez czegokolwiek.

Usiadłam po turecku w rogu pokoju i spojrzałam na okno po drugiej stronie. Zmieniłam pozycję. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej i objęłam je ramionami. Z oczami wyrażającymi pustkę chwiałam się w tył i przód. "To mnie zniszczy. To mnie zabije" powiedziałam do ściany. Drżącymi rękami sięgnęłam po małą foliową torebkę z białym proszkiem w środku. Wysypałam go na grzbiet dłoni i wciągnęłam nosem. "TO mnie zabija. Wyniszcza od środka"...

  Nie chcę. Nie mogę. Nie chcę. Nie potrafię. Nie umiem. Nie zapomnę. Nie walczę. Nie oddam. Nie zrozumiem. Nie płaczę. Już nie.