niedziela, 13 kwietnia 2014

4. Koniec. Bo musisz wiedzieć, że to bolało.

Tom:
The Cranberries - Zombie
-Ale jak to nie ma?! Facet, ty myślisz, że ja głupi jestem?! Jak mogliście zgubić pacjentkę w śpiączce?! Co?! Wstała i wyszła?! - wrzeszczałem na jednego z lekarzy, który powiedział mi, że Jula zniknęła ze szpitala. Myślałem, że to żart ale mojej żony rzeczywiście nie było w pokoju a wszystkie jej rzeczy leżały tam gdzie je zostawiłem.
Złapałem lekarza za koszulę i syknąłem prosto w twarz:
-Jeśli wiesz kim jestem to wiesz też, że jeśli dziewczyna się nie znajdzie to was zniszczę.
Żadne słowa nie wyrażą tego jak się w tej chwili czułem. Jakbym dostał w twarz. I nie tylko w twarz. Moje całe ciało krzyczało, że jej chce, że jej potrzebuje.
Ale jej nie ma.
Moje serce rwało mnie do niej. Nie mogłem znieść myśli, że opuściła szpital. Jak.. skoro nawet nie potrafiła drgnąć palcem...
Pogładziłem dłonią poduszkę, w której odcisnęła się jej głowa.
Potrzebowałem jej. Tak bardzo jej potrzebowałem. Była mi niezbędna jak tlen, który wdycham aby żyć. Uzależniła mnie jak narkotyk. Jednym spojrzeniem, gestem albo słowem zawracała mi w głowie. Kochałem każde jej słowo nawet jeśli na mnie krzyczała. Kochałem jej perlisty śmiech i szeroki uśmiech. Kochałem szaro-błękitne oczy, które codziennie przenikliwie się we mnie wpatrywały. Kochałem malinowe usta, które codziennie mnie budziły.
A teraz jestem tu. W szpitalnym pokoju. Tak przeraźliwie pustym i zimnym. Jestem tu a ty odeszłaś choć jeszcze kilka godzin temu byłem u ciebie i patrzyłem na nieruchomą twarz, tak spokojną i smutną jakbyś bała się obudzić. Jakbyś tylko spała. A przecież uwielbiałaś spać..

.
Zoe siedziała wtulona w Billa i płakała już od dobrych dwóch godzin. Mój brat przytulał ją tylko coraz mocniej i kołysał w swoich objęciach. Te drobne gesty nadal pamiętam. Blond czuprynę wtulającą się w moją szeroką koszulkę i komentarze o tym, że mogłaby się w niej utopić, zupełnie od rzeczy. Moje dłonie zaciskające się na jej plecach i wtedy czułem nawet najmniejsze drganie jej mięśni, bo byliśmy jednością.
Usiadłem na fotelu opierając białą kartkę o jakiś atlas i wziąłem ze stołu długopis. Moja ręka sprawnie jeździła po papierze kreśląc na nim słowa wyrażające moje uczucia.
"Siedzenie obok jest puste.
Nie słyszę twojego śmiechu.
Który kiedyś wypełniał całą przestrzeń.
Drapię powietrze,
Myśląc kiedy przyjdziesz.
Na ścianach miliony kresek.
Pozostałości po moich dłoniach.
Bez ciebie jestem nikim.
Nie mogę się na niczym skupić.
Bo ciebie nie ma.
Kurczę się w sobie, nie chcę istnieć.
Zaciągam się powietrzem,
Resztkami zapachu twoich perfum.
Nie leżysz już koło mnie.
Niech już będzie jutro.
Ciebie już tu nie ma.
Zostały tylko wspomnienia"
  Położyłem kartkę na stole a zaciekawiony bliźniak podniósł ją i zaczął czytać.
-Całkiem dobra ta piosenka. - stwierdził.
-To nie jest piosenka- odparłem i wstałem. Poszedłem na górę i usiadłem przy kołysce gdzie spały dzieci. Głową oparłem o łóżko i podciągnąłem  nogi, na których po chwili zwisały moje ręce.
Andrew obudził się i zaczął płakać. Ale ja nie miałem siły aby wstać. Schowałem twarz w dłonie a łzy zaczęły strumieniami spływać po moich policzkach. Przegryzłem wargę aż poczułem metaliczny smak krwi na języku. Wstałem, wziąłem malucha na ręce i zacząłem kołysać. Po kilku minutach zasnął a ja mogłem spokojnie wrócić do załamania nerwowego.


Nikogo nie powiadomiliśmy o zaginięciu Julki. Oprócz Mercedes i Piotrka, którzy przyjechali godzinę temu. Nie mogłem znieść załamanego krzyku i płaczu siostry dziewczyny więc wyszedłem biorąc ze sobą jedynie komórkę i wódkę. Tak na wszelki wypadek. Łudziłem się, że policja zadzwoni i powie, że znaleźli ją całą i zdrową. Kiedy wychodziłem Bill i Zoey opiekowali się dziećmi a Mercedes leżała na podłodze z podkulonymi nogami wcześniej rzucając telefonem o ścianę.
Szedłem więc kopiąc kamienie w stronę plaży. Gdybym wiedział gdzie jesteś pognałbym za tobą...
Usiadłem na ciepłym piach i zatopiłem w nim palce. Podniosłem butelkę do ust i wypiłem 1/4 na raz.
Poczułem jak ktoś siada obok mnie.
-Wiesz, że alkohol nie rozwiąże problemów. - usłyszałem spokojny delikatny głos.
-Z drugiej strony sok też nie. - odpowiedziałem nie patrząc na osobę, która tak bardzo przypominała mi o mojej stracie. - Jesteś jej siostrą, powinnaś być na mnie wściekła.
-Ale nie jestem- oparła głowę o moje ramię- mam złe przeczucia Tom. Ona nie mogła wstać i wyjść. Nie zrobiłaby tego. Jestem pewna, że coś jej się może stać. Czuję to.
-Kiedy mieliśmy z Billem 17 lat on miał wypadek samochodowy. Pół godziny przed nim zadzwoniłem do niego i poprosiłem, żeby był ostrożny bo mam złe przeczucia. Godzinę później zadzwonili do mnie ze szpitala.  - po chwili milczenia powiedziałem jej coś co Billowi dzień przed swoim ślubem -Kocham ją jak cholera. Jest mi potrzebna do życia tak samo jak muzyka a nawet bardziej. Kocham ją. I martwię się, że jak coś jej się stanie będzie to moja wina. Bo to ja sprowadziłem ją do LA.
-Wiem Tom. Ale nie obwiniaj się. My wszyscy ją kochamy. -powiedziała cicho ale stanowczo, wpatrując się w wysokie fale. -wszyscy ją kochali...
 Moje oczy zaszły mgłą kiedy wstałem, napisałem na kartce, którą wyjąłem z kieszeni twoje imię i podpaliłem. Obracałem kartkę w palcach a ona płonęła. Płonęła. Jak moje serce płonęła żywym i niepowtarzalnym ogniem. Ogniem, który trawił wszystko co było na jego drodze. Rzuciłem palący się skrawek na piasek i odszedłem a smutna blondynka patrzyła na to wszystko bez drgnięcia.

1 komentarz: